czwartek, 30 czerwca 2011

O Poranku

Każdego ranka, nie licząc dni weekendowych - tuż przed godziną szóstą w moim telefonie rozbrzmiewa budzik. Świdrująca muzyka wybudza mnie z głębokiego, przyjemnego snu. Każda część mojego ciała woła: „leż!..., spać"!... Niestety, wstać trzeba, praca czeka. Teraz, latem, jest o wiele łatwiej. Jest jasno, ciepło, jakoś tak lekko.

Wstaję więc, i gnam do łazienki, gdzie spędzam dobre dwadzieścia minut. W międzyczasie dobudzam  Dominisię, która po pierwszym budziku , a raczej po jego wyłączeniu bezwładnie opada na łóżko. Mała Agatka, nadal słodko śpi, czasem z lekka wciśnięta w szczebelki łóżeczka, czasem z wypiętą pupą i nosem w pieluszce… jest wtedy najsłodsza na świecie. Nie raz staję i przyglądam się śpiącej otwartej buźce i zamkniętym oczkom, obwiedzionym długimi rzęsami.

Nie mam zbyt wiele czasu  rano. W zasadzie około czterdziestu minut po tym, jak wypielęgnuję siebie. Pozostaje mi…: uczesać włosy Starszej – a jest co rozczesywać, są tak gęste, że pomimo ostatniego podcięcia, Młoda nie rozczesze ich sama dokładnie…, ubrać Agatkę, czyli wysadzić na nocnik, ubrać, poprawić włoski… Potem muszę zabrać wszystkie potrzebne na daną chwilę rzeczy: swoją torebkę a do niej najważniejsze szpargały, ciuszki na przebranie dla dziewczynek, i często kilka innych rzeczy, które są potrzebne, np. pieluszki, które się skończyły u teściowej.

Jeszcze tylko chwila na otwarcie okien, sprawdzenie, czy wyłączyłam prostownicę – to takie moje natręctwo:), ostatni rzut oka na mieszkanie… i, mogę zabrać dziewczynki do samochodu. Fajnie, że nie ma teraz tyle ubierania, to naprawdę duża oszczędność czasu.

Gdy podjeżdżam pod okno dziadków, Malutka wypatruje, czy Oni już czekają i kiwają jej na powitanie. Zazwyczaj tak. Wtedy uśmiecha się i piszczy. Gdy wchodzimy do domu, ląduje w ich objęciach.  Wtedy bardzo szybko, gdy tylko ma już założone kapciuszki, podchodzi do siedzącej Babci i znacząco każe jej wstać, domagając się mleczka. Robi to tak śmiesznie, na swój jedyny sposób: małą łapką próbuje wypchnąć Babcię z krzesła.

Nie pozostaje mi nic innego, jak wymienić kilka zdań z dziadkami, i pożegnać dziewczynki. Starsza czasem bardzo długo trwa w moim objęciu. Malutka daje słodkiego buziaczka i uśmiechając się  kiwa rączką na pożegnanie.

Jadę do pracy. Nie mam daleko, zaledwie trzy kilometry.  Moje myśli są jeszcze przy dziewczynkach. Analizuję, czy na pewno niczego im nie zabraknie mimo, choć doskonale wiem, że nie.


czwartek, 9 czerwca 2011

Dogonić Czas

Tak, wiem. Mam wiele do nadrobienia.
Zaganiana, zajęta, zapracowana. Pewnie tak jak Wy wszystkie, dziewczyny.

Jakoś ostatnio nie miałam weny do pisania. A dziś jeszcze się pochorowałam. Ból gardła, ogólne rozbicie, katar, takie tam. Skąd? Po prostu - upał + klimatyzacja w aucie = choróbsko.

A działo się u mnie wiele. W większości imprezy rodzinne, majówka, parapetówka.
Poza tym wciąż szybko pędzący czas nie pozwala mi na wiele rzeczy. Zajęta pracą i domem wydobywam dla siebie to, co najcenniejsze, a reszta pozostaje gdzieś w tyle, wciąż odkładana na później.
 
Pokażę Wam troszkę zdjęć:)


Majowe występy mojej córki, i... bohaterowie drugiego planu:)

Występ mojej córeczki to jedna z najmilszych rzeczy. Wspaniale jest patrzeć jak moje dziecko z roku na rok się rozwija, dorasta, czerpie radość z tańca. I radzi sobie doskonale. Ostatnio, wraz z zespołem zdobyła pierwsze miejsce w konkursie Przeglądu Form Tanecznych w Jastarni.

To już połowa czerwca, ale ja wspomnę jeszcze majówkę z przyjaciółmi. Super spędzony czas, zabawa i odpoczynek. Pogoda nie dopisała tylko w ostatni dzień, poniedziałek 30 maja gdzie to już wyruszyliśmy do domu, choć planowo mieliśmy pozostać do 31 maja. 

Najmłodsza córcia pozostała z Babcią. Tak, tęskniłam. Bardzo. Ale i odpoczęłam, zrelaksowałam się, odkładając na bok wszystkie swoje troski.

Choć poprzedni post, gdzie pisałam o swoim mężu, był nieco smutny i przygnębiający, chcę powiedzieć, że spędziłam z nim wspaniałe chwile. Wdzięczna jestem teściowej, że mogłam jej zostawić Malutką i moim znajomym przyjaciołom, za propozycję wyjazdu.


Agatka... cóż, tak wiele się dzieje w jej życiu. Jej rozwój jest jak pąk kwiatu, który każdego dnia wypuszcza nowy płatek. Wypunktuję więc te "płatki":)

* przesypia wreszcie całe noce, w zasadzie już od marca, czyli po skończeniu roczku
* ma sześć zębów, dwa na dole, cztery u góry, a trzonowe z tyłu dosłownie widać przez dziąsła
* "rozmawia" z nami mową swojego ciała: kiwa główką, wywraca oczkami, pokazuje rączką. Z jej ust wydobywają się dziwne dźwięki, typu: tsy, tsy, dada, ojć, diadi. Diadi - to dziadek, to wiemy wszyscy:)
* prowokuje z nami zabawę, wie dobrze, czego się spodziewać 
( gdy sroczka..."fruuuu - odleciałaaaaa")
* złość swoją i niezadowolenie wyraża płaczem, krzykiem i uporem. Wchodzi i zagląda wszędzie tam, gdzie jej nie wolno - do szafek, łapie się za kurki przy kuchence w kuchni, a także weszła ostatnio na biurko Dominiki:)


* ostatnio znowu była chora - wymiotowała, gorączkowała i miała infekcję gardła. Ponoć wszystko właśnie przez zęby.
* sadzana na nocnik potrafi zrobić siusiu wstając przy tym po kilka razy by sprawdzić, czy to już:)

 

Jest uśmiechniętą, kochaną Istotką. Nawiązuje kontakt ze wszystkimi, posyła im buziaczki i mruga oczkiem. Rozpoznaje jednak najbliższych. Jej "zestaw ratunkowy" to smoczek i tetrowa pieluszka. Mruczy tulona do spania i śmieje się z mojego śpiewania kołysanek:)


Niebawem, jeśli wszystko dobrze pójdzie, czeka mnie dwutygodniowy urlop wypoczynkowy. To niewiele, a jednocześnie tak wiele. Jak pomyślę, że rok temu całe lato spędziłam w domu... No cóż, trzeba się cieszyć, z tego co jest. To i tak dobrze, że mam na ten urlop szansę. Z doświadczenia wiem, że czasem w firmach różnie to bywa.

Pozdrawiam wszystkie Was dziewczyny - mam nadzieję, że wybaczycie mi moją nieobecność. Mogę Wam powiedzieć, że postaram się pisać częściej, ale czy mi się uda...? 
Czas przecieka mi wprost przez palce...