poniedziałek, 24 grudnia 2012

Zaczarowani

Jest magia, jest czar.
Wśród radości i spośród zachwytu Dzieci najpiękniejszy, oczekiwany wieczór, przynosi spełnienie.
Nadchodzi czas na oderwanie, nostalgię, spokój i podsumowanie.
Czas pędzi szybko, znów mamy kolejne Święta, te najpiękniejsze, gdzie o sensie życia przypomina Nowe Życie - malutkie, zziębnięte ciałko narodzonego Jezusa i matczyna miłość. Przypomina, że to Rodzina, i miłość, są najważniejsze.
I niech tak zostanie.
Pozostańmy na długo, zaczarowani miłością, nie tylko tą płynącą z bożego żłobka, ale tą, która na nas spływa w każdej godzinie tego magicznego czasu.
Do Was wszystkich, ślę ciepłe myśli i życzenia.
Lusija


piątek, 7 grudnia 2012

Zimowe szczęśliwości

No i nastało...

Kolejna zima, kolejny mróz, śnieg i ciemności egipskie wczesnym popołudniem.
Świat zamiera w zimowych obrazach pełnych opustoszałych z liści drzew, pustych placów zabaw, niemal pustego molo w moim mieście. Zatrzymuje się, cokolwiek to znaczy. Albo w zimowy sen zapada... A my wciąż pędzimy.

Tydzień po tygodniu, dzień po dniu, godzina po godzinie. Dzieje się wiele, wszystko i nic. Ciągły niedoczas pomiędzy pracą, domem i obowiązkami. Przecież dobrze to znamy. Inaczej się nie da, bo tak wygląda życie w naszym kraju. 

Ramionami otulam swe dzieci, jakbym chciała chronić je przed srogim zimnem. A może wciąż tak tęsknię za nimi, gdy jestem w pracy.

Wiem, że praca stała się dla mnie bardzo ważna. Wiem, że nie chcę jej stracić. Wiem, że daję z siebie wszystko, na co mnie stać. Ale też wiem, że w pracy nie ma sentymentów. I nie ma też sprawiedliwości. Wciąż jednak głupio wierzę, że amoże, może jednak, tak jak zło, tak i dobro powróci. Nawina? Zapewne.

Po raz drugi, chłonę radość bycia mamą niemal trzylatki. Zachwyca mnie jej rozwój, wszelakiego rodzaju. Rośnie, rozumie, mówi coraz więcej, okazuje uczucia. Z ostatniego dumna jestem najbardziej. 
Głaszcze po twarzy niepełnosprawnego, leżącego kuzyna. Następnie całuje go w rączkę.
Patrzy w oczy, całuje po twarzy najbliższe osoby, mówiąc kocham cię.
Mówi to nawet dziadkom, niekoniecznie przy okazji konkretnego powodu.

Najstarsza staje się nastolatką. Zachwyca mnie jej postrzeganie świata i pytania w stylu mamo, a skąd się wzięły słowa, nazwy różnych przedmiotów? kto je wymyślił? Co oznaczają białe kreski na paznokciach?... Wciąż w wirze obowiązków i pędzie ku poznaniu świata, wciąż gubiąca litery w końcówkach słów. Dziś i jutro. Biegnąca na tańce, basen, roraty... i kościelną scholkę. Mamo, czy ja też mogłabym tak śpiewać? - prosiła od samego września. Grająca na flażolecie w szkolnej społeczności i czytająca masę książek. Oglądająca biustonosze w rozmiarze zero w każdym sklepie:)

Przecież i ona, niedawno, taka mała, jak jej młodsza siostra, uczyła się świata, mowy i samej siebie. 
Wspomnienia, które zgromadziły się w mojej głowie przez jej dziewięć lat życia, to największe bogactwo, jakie posiadam.

Bo brak świątecznych ozdób w moim domu, brak nieupieczonych, jeszcze, pierniczków, brak prezentów, nie do końca straszne mi są. Praca do godziny 17-stej kradnie mój najcenniejszy, popołudniowy czas, nie mogę też odbierać Najmłodszej z przedszkola, co boli najbardziej... wszystko jednak wynagradzają ich dziecięce, rozpostarte ramiona u progu mojego małego mieszkania



piątek, 9 listopada 2012

Późna Jesień

Niby takie zdrowe mam dzieci i niby nic im nie jest.
I niby zwykły kaszel. Dam witaminy i przejdzie.
A tutaj : angina i początek zapalenia oskrzeli. W kolejności : Młodsza, Starsza.
Agatkę leczymy już ponad tydzień. Powiększony węzeł chłonny po prawej i migdałki po obu stronach.
Do tego dokuczliwy kaszel i uśmiech na buzi.
Starsza jak zwykle – zabiegana. Tyle ważnych spraw, masa zajęć. Tańce, basen, zajęcia dodatkowe, szkoła. I wszystko szybko, wszystko ważne, wszystko już. Nie ma czasu na chorowanie. A tu – klops.
„Uwięziona” w domu cały dzień bawi się z siostrzyczką. Uzupełnia też lekcje – „na wyrost” – na szczęście w podręcznikach do trzeciej klasy szkoły podstawowej jest taka możliwość.
I znów korzystam z pomocy Babć. Gdyby nie one, mogłabym chyba pomarzyć o pracy na pełnym etacie.

A jesień staje się powoli wspomnieniem.





poniedziałek, 5 listopada 2012

Kochani,

Proszę Was o cierpliwość.
Na pewno chcę pozostać z Wami, bardzo dziękuję za Waszą obecność. 
Na pewno tu wrócę.

Lusija

poniedziałek, 10 września 2012

Przedszkolak

Poszła więc moja Mała Dziewczynka wczesnym rankiem do Przedszkola.

Zawieźliśmy Ją dzisiaj wspólnie.

W zaspanych ciemnych oczętach dostrzegłam zmęczenie. „Nie ciuję się dobzie, mamo”…  - padło jako określenie odczuwanego stanu niewyspania.

Pokazała Tatusiowi swoją szafkę. Kapcie zmienione, bluza na wieszaczku, dziutka w rączce. Kroczymy w stronę Sali. Garstka tam tylko dzieci przy małym stoliczku, ale jest i uśmiechnięta Pani, która błyskawicznie podchodzi do Agatki.
W słonecznej sali, tej samej w której dobre sześć lat temu zostawała niespełna dwuletnia Dominisia, jeszcze ze smoczkiem, Agatka rozgląda się niepewnie wokół szafek z zabawkami. Jest uśmiechnięta i wie, że zaraz się pożegnamy. Rozmawiam chwilkę z Panią, która rozwiewa moje obawy.

Czas gnać do pracy. Kiwamy Agatce, pa pa. Odpowiada nam uśmiechnięta buźka i łapka w górze.

A teraz siedzę tu i myślę. Litery i cyfry bezwiednie wpadają na klawiaturę. Skaner brzęczy, za oknem słońce świeci wysoko.

Ciekawe, jak będzie spała. Bo to dziś pierwszy raz. Czy nie zagubi gdzieś dziutki. Czy jedzenie jej zasmakuje. Czy w ogóle będzie COŚ jadła. Czy nie odstawi sceny histerii, po której nie będzie można Jej uspokoić. Czy będzie słuchała Pani, bawiła się z dziećmi. Czy nie będzie tęsknić za mamą. Czy nie zarazi się jakimś choróbskiem…
Czy, czy, czy.

środa, 8 sierpnia 2012

Ulotne chwile

Pozostał nam jeszcze tydzień, byśmy mogli wspólnie zacząć upragniony urlop.

Tymczasem to już połowa wakacji, niewiele zostało, a znów popadniemy w szał szkolnych obowiązków, pozalekcyjnych zajęć...i w całkiem nowy etap, jakim będzie Przedszkole dla Najmłodszej Niuni.

Niebawem pójdziemy kilkakrotnie odwiedzić To miejsce, poznamy salę, dzieci, Panią, obejrzymy szatnię, kuchnię, i Plac Zabaw. Jestem pełna nadziei, a jednocześnie dziwnie się czuję – to przecież miejsce, które wraz ze Starszą pożegnaliśmy dwa lata temu. Wspaniałe miejsce, dzięki któremu moje duże dziś Dziecko nauczyło się samodzielności, walki o swoje, dobrych zasad i wielu wspaniałych rzeczy, dzięki którym zdecydowanie łatwiej było Jej wystartować w szkole.

A zatem korzystamy z dostępu do plaży i do słońca. Nawet, jak jesteśmy w pracy, korzystamy po pracy, bo też można. W tym roku pogoda nas nie rozpieszcza, a więc korzystamy jeszcze więcej, szybciej i jak się da. Bo każde pranie może poczekać, porządki w domu też. Obiad też nie musi składać się z dwóch dań. Plażujemy po pracy, dzieci są zachwycone. Tata pogrywa w siatkówkę plażową, Mama wystawia twarz do słońca.


Wczoraj, jak zwykle, trwała wieczorna kąpiel. Rozgadana Agatka, po umyciu, została chwilę w kąpieli wraz ze swoimi konikami. Słyszałam, jak dyskutowała z nimi i śmiała się. Kiedy otworzyłam drzwi kabiny prysznicowej zastałam dziecko zmokłe jak po deszczu. –Agatko, co się stało, dlaczego jesteś taka mokra? -pytam.  Jej związane jeszcze w kitek włoski ociekały wodą, pomimo , że siedziała wygodnie. Mamo, umyłam gowę  sama,  pać! Pać, mamo! – po czym chwyciła gąbkę, namoczyła ją w wodzie i chlup – wycisnęła ją sobie na główce.

piątek, 27 lipca 2012

Albo- albo

Dziękuję Sylvii za zaproszenie do zabawy. Krótka, szybka i przyjemna.

Przekazuję piłeczkę dalej i zapraszam do niej: Nianię, Migdałową, Katrinę, i OkruszynęJ
1. Góry czy morze?
Morze. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że męczyłabym się w górach. Od urodzenia mieszkam nad morzem… i cieszę się z tego.


2. Komedia czy dramat?
Dramat. Ale komedia też. Sama – dramat, komedia z mężem
J

3. Czarne czy czerwone?
Czarne. Bo czarne jest częściej, czerwone rzadziej, a ostatnio staram się czerwone polubić. Bo wiem, że mi do twarzy
J
4. Szklanka w połowie pusta, czy w połowie pełna?
Chyba jednak w połowie pustaL

5. Włosy długie, czy krótkie?
Długie:) Kocham swoje długie włosy – dawno nie były tak długie, jak teraz.

6. Kawa czarna czy biała?
Zdecydowanie czarna, bez cukru.

7. Róża czy tulipan?
Róża.

8. Kanapa czy spacer?
Spacer.

9. Masło czy margaryna?
Masło.

10. Wino czy piwo?
Piwo. Tak, lubię je bardzo
J

11. Blondyn czy brunet?

Brunet, moje marzenie z okresu dorastania. I był taki pierwszy, mega przystojny, mega prawdziwy. I mega zapatrzony w siebie.

A u mojego boku dziś jest kochający, ciepły, równie przystojny, ciemny blondyn.

wtorek, 24 lipca 2012

Ucieczka

Zamykam drzwi od samochodu.


Wdycham świeże, letnie powietrze. Wiatr z nad zatoki i pól przynosi poczucie wolności. Tak… zatrzasnąć drzwi i biec przed siebie, piaszczystą plażą, skąpaną w słońcu. Czuć zapach olejku na skórze, podziwiać panoramę Półwyspu Helskiego spod słonecznych okularów. Uciec… daleko. Od pracy, obowiązków…

Poranek nie inny niż wszystkie ostatnimi czasy. Przecież lecę do pracy, przecież zawożę dzieci, przecież. Przecież słońce nie dla mnie, bo jak tu się nim cieszyć wyglądając zza biurka.
Miśka Starsza w krótkich spodenkach, w końcu, po tylu dniach jesiennego chłodu. Zaspane duże, wielkie, kochane oczy. Oczy całuję. Wątle ramionka przytulam. Wiem, że ciężko wstać.  Pocieszam. Wiem. Że wakacje. Że to niesprawiedliwe. O niesprawiedliwości na świecie już głośno nie mówię.

Wybudzona Młodsza w pozycji embrionalnej w poprzek łóżeczka od pierwszego krzyku manifestuje niewygodę i protest przeciwko wstawaniu. Rozczochrane włosy przysłaniają jasność poranka. W dodatku, gdy zauważa Siostrę momentalnie żąda jej obecności wokół siebie. To oznacza, że chce, by to właśnie ona się nią zajęła – ubrała, uczesała ale wpierw wyciągnęła z łóżeczka. Moje podejście kończy się wrzaskiem, płaczem i wybuchem histerii.
Jest jak oddalający się samochód. Każdy mój krok do Córki przyciska pedał gazu, by mogła jeszcze bardziej się oddalić. Pedał gazu to Jej płacz, który się wzmaga. Coraz bardziej i coraz mocniej jestem bezsilna.

Łzy napływają do zaspanego i pomalowanego skrupulatnie oka. Gorące łzy. Czas goni, make-up spływa. A dzisiaj mi cholernie ciężko na duszy.

Zamykam drzwi. Zostawiam uchylone okna, bo po południu słońce zasiada na każdym z foteli auta. Jak pięknie jest. Serce rozdarte, urlop dopiero za trzy tygodnie. Wypłata za tydzień. W portfelu pustka. Zgubione ulubione słoneczne okulary i złamana ulubiona spinka. I paliwo znów się kończy.
Wystarczy zrobić krok w przeciwną stronę. I biec…

środa, 18 lipca 2012

Dzisiaj



Dzisiaj jestem w pracy zupełnie sama. Jedna z koleżanek na urlopie, druga się pochorowała. Z głośników przygrywa mi Trójka – lubię niezmiernie ich klimaty. Z otwartych na oścież drzwi powiewa chłód i szarość tegorocznego lata, krążą znudzone muchy, z których trzy już wybiłam, bo natrętne są. Bynajmniej trawa jest soczyście zielona, a nie wysuszona temperaturą upałów.

Z rana najlepsze mam plany na popołudnie po pracy. Jestem pełna energii i świeżości umysłu. Po południu nie jest już tak świeżo, powiedziałabym. Dzień podobny do dnia, popołudnie do popołudnia zazwyczaj też. Staram się zaliczać spacery z dziećmi. A weekendy pozwalają odetchnąć.

Malutka ma się dobrze. Gada jak najęta. Zadaje pytania.”Idiemy juś?”, „Mamo, cio, jobisz?” kiedy obieram ziemniaki. Obsypuje moją twarz buziakami. Zapina kapcie. Myje ząbki wykonując okrążenia wołając „Mamo, pać!”. Pije z kubeczka. Sama zdejmuje ubrania siadając na nocnik. Jest zazdrosna o siostrę, mamę, tatę. Wiem, że to taki okres. Kolejny w Jej życiu. Jest jak kalejdoskop. Zmienia się szybciej niż pory roku, nim zdążę pomyśleć a nawet zapisać, co nowego u Niej. Od września zupełnie nowy etap. Przedszkole. Oj, będzie się działo.

Najstarsza ma wakacje, a my mamy też. Od pilnowania zeszytów, oceniania postępów, pomocy przy odrabianiu lekcji. Od zawożenia na tańce i basen. Odpoczywamy, choć jeszcze jesteśmy przed urlopem i wciąż pracujemy.

Powracam do dziergania. Może, gdyby był upał, nie tknęłabym drutów. Tymczasem w taką pogodę aż się proszą. Myślę, kombinuję, rozważam projekty.

A nastrój mój ostatnimi czasy obniżony jakiś taki. Czas na zakup perfum poprawiających humor. Ech, babska próżność.

piątek, 29 czerwca 2012

Urodzona w PRL

Na moje dzieci patrzę i myślę...  że jak to jest. Że czasy tak mogą się zmienić.

Że ja, mała jak byłam, to ganiałam w kaloszkach po podwórku zupełnie niedostosowanym dla dzieci, no któż by w czasach tych myślał o tym, by wygospodarować kącik dla dzieci, gdy ziemi urodzajnej sporo i tylko 1/3 było się w stanie przekopać. A i w dodatku kolejki w sklepach spore, toż to czasu nie było, bo towar rzucali.

Pamiętam, jak z Mamą moją kochaną po rajstopy stałam. Miałam wtedy może z 5 lat, kolejka była długa i strasznie mi się nudziło. Byłam stroną wartą stania, bo dawali po dwie paczki na głowę. To cztery dostałyśmy. 
Dziś przemierzam tę samą ulicę, ponad 25 lat później. Obraz z dzieciństwa staje przed oczyma, bardzo często. Tłum ludzi, szarości, brązowe drewniane witryny. Kolory, słońce, krzykliwe wystawy. Dziś.

A jak się papier toaletowy nosiło wieńcem na szyi. To dopiero było coś. Też pamiętam. Że jak się miało taki szary naszyjnik, to się czuło kimś. Masz, można z Tobą pogadać, bo jesteś uśmiechnięty, ba, dumny. Z życia zadowolony - bo udało Ci się, to Twój sukces, zdobyłeś cały wianek, gdy dawali po rolce. No. Po prostu mega sukces.

I pamiętam bułkę w mleku i serki homo waniliowe,  później truskawkowe, na śniadanie przed szkołą. Serek homogenizowany to też był rarytas. Ach, jak ja go uwielbiałam. I mleko było prawdziwe, najprawdziwsze takie od krowy, chodziłam po nie ze szklaną butelką, na wymianę. Mama nawet śmietanę z niego robiła. A jak był dobry czas to i kakao czasem dostawałam.

A napoje w woreczku ze słomką, no gdzie ja dzisiaj zdobędę ten smak? Pamiętam ich kolor, taki wiśniowo-malinowy, niczym kompot. A, kompoty też mama robiła, zresztą robi je do dziś. Lubiłam strzelać pestkami z okna. To była frajda!

I pamiętam tak wiele przedziwnych, na dzisiejsze czasy, rzeczy i sytuacji. Gdy wyprosiłam wujka o wieczne pióro, takie na atrament, przecież tak bardzo lubiłam pisać. Gdy rozprułam swoje spodnie, dżinsy i sama doszyłam sztukowany materiał, by móc nosić dzwony, jak inne koleżanki. (Spodnie były świetne, bardzo je lubiłam i nosiłam długi czas!) Gdy marzyłam o dezodorancie Nivea, którym codziennie w szkole pachniała koleżanka. 

Pamiętam smak i zapach pomarańczy, w każde bożonarodzeniowe święta. I smak orzechów, które ojciec mój rozgniatał kombinerkami. I lampki choinkowe, które można było wyłączyć wykręcając jedną z żarówek. 

I pamiętam LALKĘ, śliczną, podrobioną Barbie, która stała w sklepowej witrynie i kosztowała dość sporo, niestety nie pamiętam już, ile. Ale wiem, że biegałam do niej od jesieni codziennie ze szkoły - a było to zupełnie nie po drodze - by zobaczyć, czy Ona jeszcze tam jest. Była. Aż do połowy grudnia była moim marzeniem. Nie wiem, ile mogło być takich lalek w sklepie. Wiem, że znalazłam swoją umiłowaną w rodzicielskiej szafie na tydzień przed świętami.

A potem pamiętam, jak do pracy w sezonie musiałam pójść, by zarobić na buty na zimę. Niestety tata mój nie był z tych, co opływają świat zarabiając dolary lub co najmniej z tych, co z zaradności swej żyją. A mama chorowała.

I dziś to nie wiem, czy ten świat lepszy jest od tamtejszego.  Wiem, że jeszcze bardziej cenię swój tobołek doświadczeń i wspomnień. Że jeszcze bardziej czuję się dojrzała, i mam w sobie ogrom pokory. Czuję szacunek do rodziców i do pieniądza.

Nie wiem, czy to sens będzie, gdy spróbuję porównać ówczesny świat moich Dzieci i mój tamten, z czasów PRL. Lepiej nie. Czasy się zmieniają, bo taka jest kolej rzeczy...

czwartek, 14 czerwca 2012

Czerwiec

Jak pachnie czerwcowy wieczór?

Świeżo ukwieconą  łąką, ziemią pełną natury.
Pachnie zielenią trawy.
Słońcem, które znika za horyzontem.
Pachnie wiatrem, który niesie słodycz kwiatowych nektarów, delikatnym  szumem drzew.
Asfaltową drogą, która trwa w ciszy po całym dniu.
Morską bryzą, której drobinki soli wypełniają powietrze.
Główką dziecka, które długo przebywało w słonecznym miejscu.

Czerwiec pachnie pełnią życia.
To czas, kiedy grzechem jest przebywać w domu.
To chwile, gdy można dotknąć innego świata – usłyszeć rozmowy ptaków i wieczorne pogaduszki kaczek nad stawem. To czas, kiedy natura rozpościera swe ramiona szerokim łukiem, zapraszając do swego królestwa – chodź, zobacz, poczuj!
Czerwcowy wieczór to schyłek pracowitego dnia. To owoc zapracowanej Matki Natury, która kwitnie, pyli, tworzy, rozsiewa, dzieli się swym życiem.

Wieczorna jazda na rowerze przynosi wytchnienie dla umysłu pełnego zwykłej codzienności, zasypanego informacjami z pracy.

Chłonę piękno świata oddychając pełną piersią. Jestem tu, w sercu świata, tu i teraz. Serce wali mi w piersi. I choć  w gardle zasycha ciepłe powietrze i czasem  wleci mucha… znów czuję, że żyję. Przecież cieszy mnie to życie.


wtorek, 5 czerwca 2012

Wspomnienie

Najpiękniejsze chwile umykają szybko. Ale gdy już trwają, podświadomość stara się wydłużyć każdą godzinę, minutę…  by trwała długo i można było ją celebrować.

Skupienie, powaga, i pewność, to widziałam w oczach Córki, gdy przystępowała do swojej Pierwszej Spowiedzi Świętej. Pięknie pachnące, duże, ale nierozwinięte do końca białe lilie. Pamiątkowe krzyże.

Sobotni pierwsi Goście, życzliwi sąsiedzi, pierwsze życzenia i gratulacje. Moje przygryzanie paznokci, mój kompletny brak apetytu, moje duże trzy kawy. I kawy pozostałe, których nie wypiłam. Skołatane myśli wybiegające w niedzielną uroczystość, choć wszystko dopięte na ostatni guzik. Niepewność, jak Córka poradzi sobie w Kościele. Na zewnątrz przysłowiowy święty spokój, za który sporo zapłaciłam. W podświadomości jednak ziarnko niepewności, przez które nie potrafiłam nic przełknąć.

Zachwyt, biel alby, ciemne oczy i pięknie upięte gęste włosy córki, z którymi świetnie poradziła sobie znajoma fryzjerka. O dziwo, i ja poradziłam sobie  z fryzurą własną, a nawet Najmłodszej, niezwykle ostatnimi czasy upartej. Cudnie ustrojony Kościół, dzieci w bieli i wszyscy najbliżsi wokół nas i każdego Dziecka. To już. To ważne wydarzenie już wreszcie, dziś, zaraz.

Pierwsza Komunia. Rządek dzieci, połączonych w pary, chłopiec-dziewczynka zmierzających do Ołtarza . Złożone ręce, bo „Wszystko tobie oddać pragnę…”. Dziecięce, śpiewające głosy, podniosłość chwili i fotograf. Łzy biegnące po moim policzku, gdy uklękła przed księdzem. Widok, który zapamiętam na całe życie. Odchylona do tyłu głowa, luźno zwisające wstążki wianka, ciemne włosy. Ufność w oczach. Moje serce pękające ze wzruszenia.

Pięknych wspomnień jest cała masa. Aż dziw, że w jednym dniu można tyle zmieścić. Uroczystość w lokalu była równie piękna, spokojna i rodzinna. Zachwyt Dominiki nad wymarzonych prezentami to miód na nasze serca. I kochana teściowa, która zupełnie zaskoczyła nas, rodziców, prezentem od niej dla nas.

Niestety w poniedziałek po uroczystościach coś w pękło w mojej córce. Cała Jej siła, pancerz, w który się okryła dała upust wewnętrznemu stresowi, który kumulował się w Jej umyśle i ciele. Ciągłe próby, do tego nauka tańca, nauka tekstów, nauka w szkole… Ponad tydzień szukaliśmy przyczyn bólu brzucha. Byliśmy dwa razy u lekarza, raz w szpitalu na kroplówce, by się wzmocniła. Stosowaliśmy maksymalną dietę. Wyniki badań są dobre, przyczyna leży w głowie. Cała Jej wrażliwość, wewnętrzny lęk, emocje przysporzyły Jej choroby. Dziś, teraz, już to wiem. Cały „biały tydzień” był ciężką przeprawą dla Misi.

Teraz, wreszcie, mam swoją Córkę z powrotem. Zdrową, uśmiechniętą, pełną energii, zapału i radości. Jakby wróciła z dalekiej podróży.


piątek, 11 maja 2012

Przygotowania

Uwielbiam zapach ciepłego powietrza. Takiego,  jeszcze przed deszczem i burzą, ale nie nagrzanego słońcem. Dziś właśnie taki jest dzień.

Myślami próbuję ogarnąć całą masę ważnych rzeczy. Takich niezmiernie ważnych rzeczy. Arcyważnych.

Szykuję się na niezwykłe wydarzenie w mojej rodzinie. To Pierwsza Komunia mojej Starszej Córci. I bliżej jestem stanu, który można nazwać „dopięciem ostatniego guzika” tym jestem spokojniejsza. Choć generalnie cały ten okres przed, a zwłaszcza teraz, ostatnie dwa tygodnie, to maksymalna nerwówka.

Często myślę, jak to będzie, czy uda się uroczystość w kościele, bo to dla mnie najważniejsze. Boję się swoich łez wzruszenia, bo zbyt dobrze pamiętam swoją Pierwszą Komunię. A przecież od tamtych czasów, jeśli chodzi o samą Liturgię, niewiele się zmieniło. Wystarczy mi kilka wersów znajomej pieśni…

Dzięki temu, że nie robimy samego Przyjęcia w domu, będę miała możliwość spokojnego przeżycia tego wydarzenia. Będę miała spokojną głowę. Z  racji tego, że jestem osobą dorosłą, Mamą, i nie przystoi mi „płakać”… muszę się zaopatrzyć  w zapas… jakiś proszków uspokajających. Bo taka już jestem. Wrażliwa ponad miarę.

Sama Przyszła Komunikantka ze spokojem podchodzi do tego wydarzenia. I choć, bardzo często, miewa „stresowe” bóle brzucha staram się wierzyć, że tym razem wszystko będzie w porządku. Cieszą Ją bielusieńka alba, białe buciki, śliczny wianuszek. Wie, co jest najważniejsze. Wie, że to szczególny dzień w Jej życiu.

A ja, odnoszę wrażenie, że taką dorosłą mam już Córkę. Taką poważną i bardziej świadomą. A jeszcze niedawno, była takim małym, niewinnym, niemowlęciem.


poniedziałek, 7 maja 2012

Zachwyt

Rankiem wypiłam trzy ulubione kawy. Choć próbowałam odkopać się ze sterty papierów, ciągle byłam jakaś nie do końca rozgarnięta. 

***

Piękne jest słońce wschodzące wczesnym rankiem, któremu wtóruje świergot obudzonych ptaków. A jednocześnie piękna jest upalna cisza. 

Piękny jest wieczorny towarzysz księżyc, z nocy na noc coraz bardziej okrągły. 

Piękny jest zapach świerków połączony z zapachem porannej mgły znad jeziora. 

Piękna jest poranna kawa na powietrzu w towarzystwie męża, dzieci i przyjaciół. 

Piękna jest zieleń rozkwitających drzew, a nawet źdźbło trawy uginające się pod ciężarem biedronki. Kurde, nawet bzyczenie bąka może być piękne. 

Piękne są małe gołe stópki mojej córci skąpane w słońcu i wodzie z basenu. 

Piękne są rozpuszczone włosy Starszej, gdy w okularkach opala sobie twarz. 

Piękne są chwile przy ognisku, bo w ogniu można zobaczyć wspomnienia. 

Piękne są chwile z Przyjaciółką, gdy Ona wyciąga z przeszłości zapomniane przeze mnie wspólne momenty, wprawiając mnie w osłupienie i śmiech. 

Piękna jest miłość i uwielbienie męża, radość w jego oczach. 

Piękny jest spokojny, całonocny sen dziecka zmęczonego bieganiem słonecznymi ścieżkami. 

Piękna jest świadomość, że za sprawą cudownej pogody można zostać o jeden dzień dłużej. 

Pięknie jest nigdzie się nie śpieszyć. Piękny jest świat. Piękne jest życie.

***

Nie zepsuje tych zdań słowami, że powrót do rzeczywistości jest nieco mniej urokliwy, zwłaszcza po tygodniowej przerwie. Nie, nie napiszę tego. Zdecydowanie wolę zachować piękne wspomnienia i przebrnąć łagodnie do mojej codzienności.

Bo wciąż trwam w zachwycie nad tym miejscem i wspominam. A co. Wolno mi.








piątek, 27 kwietnia 2012

Majówka

Nie, nie, nie. Nie odejdę. Nie dam rady.

Może będę tutaj rzadziej, ale będę. Miałam zdecydowanie zły zamiar podparty złym samopoczuciem, chwilowym brakiem poczucia... sensu(?). Może się wygłupiłam, może.

Zbyt mocno pokochałam pisanie, czytanie, obecność tutaj myślą i słowem, zapałałam uwielbieniem do świata innej Mamy, świata pogodnych myśli, świata inteligentnych spostrzeżeń, ciekawych rad. Świata pełnego miłości do własnej twórczości, świata do tworzonego z pasją rękodzieła. Świata smutków, rozterek i radości takich jak moje, pełnego najprawdziwszej, babskiej codzienności. Kompletnie wpadłam w sieć blogowiska.

Wyrażanie moich myśli tutaj, to dla mnie oddech wysoko uniesioną piersią. Czasem chaotyczna, czasem wybita z rytmu a czasem jakby z innego świata. Wiem. Taka jestem. Jestem i będę. Bo inna nie będę.

Dziękuję wszystkim – zwłaszcza tym, którzy swoją obecność u mnie znaczą swoim słowem. Wiele to dla mnie znaczy. Kontakt z Wami, Wasze słowo – to jak obecność w moim domu.
Dziękuję.

Wyjeżdżam jutro z Rodzinką na pięciodniowy odpoczynek. Jezioro i łono natury. Liczę na dobrą pogodę i spokój. Znowu wracam do tego miejsca.

Cieszy mnie ciepła aura, która pojawiła się nad naszym morzem. Promienie słońca, które ogrzewają plecy, twarze i rozpalają serce. Ćwierkanie ptaków, wiatr muskający policzki. Czuję, że żyję!

Być może pojawi się tu za jakiś czas blokada, ale wcześniej  o tym napiszę.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Rozterki

Trochę się u mnie zatrzymało. Pisanie blogowe.  Rzecz ma się w tym, czy sens jest tego wszystkiego. Niby tak. Poza tym inne rzeczy. Wydarzenia. Brak czasu. Brak koncepcji. Wiosna. Poczucie …hmmm… brak poczucia. Póki co, trwam w tym braku. Do tego tematu wracam na końcu posta.

Tak więc Dziecię moje malutkie pięknie mówi. Zachwycająco. I zdania układa. I pytania. I żarty. I śmieje się z samej siebie po „zagraniu” zabawnej roli widzianej oczami Jej wyobraźni. Kocha buły (ciem bułę! =bułkę:), kocha mleko. Koniki i puzzle.  Nie kocha wielu innych rzeczy, które psują jej zabawę, przerywają Jej rytm, wtedy gdy: trzeba się ubrać, pójść na spacer, pójść do kąpieli. Przechodzi okres sprzeciwu doskonałego:)

I trafiły nam się przykrości, szpitalne. Wizyta, gdy Agatka potraciła siły. Dwa dni wcześniej mocno wymiotowała, walczyliśmy z biegunką. Po wizycie u lekarza, podaniu leków, które zatrzymały wszystko - wizja szpitalnego łóżka odeszła w niepamięć. Nauczona doświadczeniami ze Starszą zbyt dobrze wiedziałam, czym może się to skończyć. Dlatego w zanadrzu miałam skierowanie od lekarza do szpitala. Bo matczynego doświadczenia jednak mi zabrakło. Bo Dziecko za mało piło. Jadło jak kurczaczek. Poleżałyśmy dzień cały na kroplówkach i ciepłym słonecznym popołudniem tego samego wyszłyśmy do domu. Ufff…


Świątecznie udało nam się pobyć razem.  Bardzo mocno razem. Cieszyć się sobą, swoją obecnością, radować radością Dzieci. Odpocząć. Zadowolić Rodziców wizytą. Zaliczyć dość zimny, ale wesoły spacer.

Tymczasem Niunia wraca do formy. Je coraz więcej i lepiej, i coraz więcej Jej wszędzie. Mam nadzieję, że póki co, kryzys zażegnany.


Myślę  o tym, by zakończyć pisanie. Bronię się przed tym, ale wydaje mi się, że jestem coraz bliższa tej decyzji. Pozostaje mi jeszcze blokada bloga - może dzięki temu będę mogła pisać swobodniej. Ta kwestia pozostaje jednak jeszcze w moich nie do końca sprecyzowanych planach...

czwartek, 22 marca 2012

Wiosny czas

Wiosna, wiosna.
Jak pięknie jest.

A kiedyś, czułam ją bardziej. W szkole były takie fajne „imprezy”. Szło się wtedy topić Marzannę. Zawsze wierzyłam, że po tym rytuale, to już zima nie wróci. Nosiłam szmatki do szkoły, jakieś resztki włóczek, stare łaszki, dużo, kolorowe, co by ją przyozdobić.. a ozdobiona była od stóp do głów. Włosy nawet miała i ogólnie straszna była. Ogniem podpalona, płynęła w dal Zatoką, póki nie zatonęła. A potem szliśmy z grupą całą tacy rozkrzyczeni. Wiosenne powietrze wierciło nam w nozdrzach. Takie było jeszcze, lekko mroźne. Nad wodą było najlepsze. Jeszcze grube kurtki, jeszcze czapy, na nogach bywało, że i relaksy:-) Porozpinani tacy i z wiatrem młodzi. Ważne było słońce, przyjaźń, wiosna.

Któregoś roku ubrałyśmy się z Przyjaciółką mega kolorowo. Piąta, szósta klasa? Z szafy mamy, co to w niej było pełno za dużych ciuchów z zagranicznych paczek, wyszperałam dla nas niezłe kiecki. Gdzie za dużo materiału było, to się podwiązało, sznurkiem jakimś w pasie. Byłyśmy od stóp do głów całe ustrojone na kolorowo. Wrażenie było co najmniej niezłe. Zwłaszcza, że potem chodziłyśmy tak po mieście. Tematem przebrania była Wiosna, wygrałyśmy.

Przebieranki, konkursy, festyny. Potem przyszedł czas na prawdziwe wagary. Jednoczyłam się z klasą, zawsze. I zawsze znalazła się czarna owca, która pójść nie chciała. A potem… z roku na rok było coraz odważniej. Papierochy, wino, i cały dzień na powietrzu. Niezwykły czas.

Robię zakupy w wielkim sklepie, zaczynam od strony z wózkami. Od razu na wejściu dopada mnie zielono - żółta masa. Gdy przymykam oczy i patrzę na wprost zdaje się, że po lewej mam piękną łąkę. A to tylko mieszanina jakichś sztuczności. Z półek wysypują się zające, bazie, zielono – żółte plastikowe jajka. Cała masa jajek! Zawieszki, koronki, pióra. Koszyczki, kury, baranki… omijam szpaler z półkami z dala. 

Wolę swoją wiosnę ze wspomnień.
I Święta z baziami – kotkami, kupionymi na miejskim targu lub zerwanymi z ogródka.
I w Pierwszy Dzień Wiosny zazwyczaj siedzę w pracy. 

poniedziałek, 19 marca 2012

Bez niego

Wszystko było bez niego.

I dzień pełen wrażeń, i spacer  z córeczką. I kawa, co nie smakowała tak dobrze jak z nim, i obiad i wizyta u znajomych. I noc, a nawet dwie. I weekendowy wieczór. I niedzielny poranek. I słońce za oknem. I wiosenna pogoda. I krzątanina w domu. I brak. I brak. Kogoś brak.

I choć często się mijamy, bo codzienność. Bo mało czasu. A potem potrafimy kłócić się o banały. A przecież on miewa drugie zmiany, gdy cały tydzień widzimy się odwrotnie. I wtedy też go nie ma.  Znaczy się jest rano, gdy idę do pracy, a gdy ja jestem wieczorem w domu, on jest w pracy.

Tęskniła Starsza. Pytała Młodsza. Jak tu nie tęsknić  za Tatusiem, który zostawił swoje serce w domu.

A gdy już wrócił, cały i zdrowy to i nocy nie przespałam, bo sen albo płytki albo nie przychodził. Starsza też się wierciła, bardzo chciała spać u mamy. Młodsza zdążyła cztery razy się wybudzić  zanim o drugiej w nocy usłyszałam wreszcie wyczekany zgrzyt zamka w drzwiach.

Jesteś. Boże, jak dobrze. Dobrze, że jesteś.

czwartek, 15 marca 2012

Marcowe momenty

Jest czwartek a dla mnie jakby piątek. Bo jutro mam wolne. Trochę się pochorowałam i pani dyrektor sama wysłała mnie na odpoczynek. W sumie, pięknie wszystko ogarnęłam, urlopu mam dużo, tak więc się cieszę.

Jutro ostatni dzień z mężem. W sobotę wczesnym wiosennym rankiem wyrusza do Łodzi wraz z kolegami na Final Four - Siatkarską Ligę Mistrzów. Taki z niego zapaleniec od najmłodszych lat. Do tej pory pogrywa sobie amatorsko. Chyba nigdy nie przestanie! A ja zostanę sama z dziewczynkami, i swoimi myślami, co by mu nic złego się nie przytrafiło.

Starsza córcia miała dziś konkurs, matematyczny Kangurek. Zgłosiła się sama, i choć wielokrotnie powtarzała potem, że "to jest dla mnie za trudne", dziś twierdzi, że poradziła sobie dobrze i jest zadowolona. Skoro tak, to my również:) Ale poczekamy trochę na wyniki, ze dwa miesiące, bo jak dopiero doczytałam, jest to konkurs ogólnopolski:)

Najmłodsza w dalszym ciągu zachwyca. Tak, można zachwycać się dwuletnim dzieckiem. Bo tak szybko się zmienia! Cieszę się, gdy Babcia opowiada z rozrzewnieniem, o czym dziś dyskutowała, co pojęła, co stało się Jej nowym osiągnięciem. Nie zapomnę wyrazu twarzy męża, gdy w porannym moim przed pracowym biegu wpadłam na niego jak stał wpatrzony w stronę łóżeczka Małej. Cicho!, mówi. Stanęłam więc i ja. Agatka wyraźnie i długo coś opowiadała, tłumacząc coś Tacie. Wyraźnie i zrozumiale dla niej, dla nas nie do końca. Tak więc uśmialiśmy się oboje, a Ona razem z nami. Bo gdy śmiech dokoła, śmieje się i dziecko.

"Taka mała", a tak pięknie okazuje uczucia. Uwielbiam, gdy przytula się do moich kolan, gdy obejmuje mnie rączkami za szyję. Chyba nie ma milszego uczucia. A gdy wciąż, wszędzie i na każdym kroku wspomina o Siostrzyczce, serce mi się raduje. Tak było w przychodni, gdy byliśmy na trochę zaległym szczepieniu. W poczekalni był stoliczek i dwa małe krzesełka. Jedno z nich zajęła od razu, a drugie wskazała paluszkiem mówiąc "To? -Niki!, tu? -Nika!"... chociaż Starszej z nami nie było. I, choć relacje między nimi bywają różne, co kładę na karb dużej różnicy wieku, widzę, jak bardzo się kochają i to jest cudowne.

Wciąż wspominam wieczór z Przyjaciółką. Nieprędko teraz znów będziemy zupełnie same. Ale tak bardzo się cieszę, że ją mam. Znamy się ponad dwadzieścia lat! W przyjaźni jest magiczna siła, która trzeba pielęgnować. Choć spotykamy się rzadko, łączy nas coś niespotykanego. Czuję to, po prostu. I dziękuję Jej.

niedziela, 11 marca 2012

Show

Dzisiaj niedziela, piękne słoneczko, trochę jednak powiewa jeszcze chłodem. A ja jestem totalnie "wczorajsza", odsypiam, wlokę się od pokoju do kuchni, pokoju do łóżka i uśmiecham na wspomnienie wczorajszego wieczoru.

"Łomatkozcórom!!!" -stwierdzam.

Takiego czegoś oczy moje jeszcze, póki żyję, nie widziały. No, chyba że na filmach.
Piękny hotel, ogromna sala, i z... 500 kobiet naraz. Do tego trzech umięśnionych, sexy facetów w erotycznym show. I to wszystko, tylko i wyłącznie dla pań. Byłam tam więc z Przyjaciółką i bawiłam się bardziej niż wyśmienicie. Co robiłyśmy?

*pośpiewałyśmy karaoke, a co!
*wypiłyśmy "trochę" alkoholu
*tańczyłyśmy
*gadałyśmy, gadałyśmy, gadałyśmy.

Czas spędzony bez mężów, bez dzieci, czas tylko babski.
I poczucie niekończącej się radości, że mogłyśmy być tam razem.

Choć ostatnimi czasy walczę z ogromnym fizycznym zmęczeniem, co zrzucam na karb wiosennego przesilenia, wczoraj wyjątkowo dałam radę. 

No jak mogłam ziewać, gdy oni tak się starali?? Wciąż mam w pamięci tego strażaka, w czarnych bokserkach, trzymającego w dłoniach strażackiego węża, eksplodującego ogniem!

czwartek, 8 marca 2012

Ósmego

Tulipany, bombonierki, ciasto i pieniądze.
Miałam nie jeść słodkiego. Ale trudno. Dziś trudno mi się oprzeć. Może od jutra.
Taki Dzień Kobiet jest wymarzonym dniem.
Jutro spotkanie z kobietkami, dziś wieczór z mężem.
Wcześniej życzenia i drobne upominki dla moich dwóch małych Kobietek – oczywiście od męża/Taty. 
Ale także ode mnie. Czemu nie?
A w sobotę… uch!!! Gorące show z przyjaciółką…  impreza w hotelu i tańczący panowie:)
A co tam, to trzeba zobaczyć!
Wszystkiego dobrego, kochane kobietki!