czwartek, 22 marca 2012

Wiosny czas

Wiosna, wiosna.
Jak pięknie jest.

A kiedyś, czułam ją bardziej. W szkole były takie fajne „imprezy”. Szło się wtedy topić Marzannę. Zawsze wierzyłam, że po tym rytuale, to już zima nie wróci. Nosiłam szmatki do szkoły, jakieś resztki włóczek, stare łaszki, dużo, kolorowe, co by ją przyozdobić.. a ozdobiona była od stóp do głów. Włosy nawet miała i ogólnie straszna była. Ogniem podpalona, płynęła w dal Zatoką, póki nie zatonęła. A potem szliśmy z grupą całą tacy rozkrzyczeni. Wiosenne powietrze wierciło nam w nozdrzach. Takie było jeszcze, lekko mroźne. Nad wodą było najlepsze. Jeszcze grube kurtki, jeszcze czapy, na nogach bywało, że i relaksy:-) Porozpinani tacy i z wiatrem młodzi. Ważne było słońce, przyjaźń, wiosna.

Któregoś roku ubrałyśmy się z Przyjaciółką mega kolorowo. Piąta, szósta klasa? Z szafy mamy, co to w niej było pełno za dużych ciuchów z zagranicznych paczek, wyszperałam dla nas niezłe kiecki. Gdzie za dużo materiału było, to się podwiązało, sznurkiem jakimś w pasie. Byłyśmy od stóp do głów całe ustrojone na kolorowo. Wrażenie było co najmniej niezłe. Zwłaszcza, że potem chodziłyśmy tak po mieście. Tematem przebrania była Wiosna, wygrałyśmy.

Przebieranki, konkursy, festyny. Potem przyszedł czas na prawdziwe wagary. Jednoczyłam się z klasą, zawsze. I zawsze znalazła się czarna owca, która pójść nie chciała. A potem… z roku na rok było coraz odważniej. Papierochy, wino, i cały dzień na powietrzu. Niezwykły czas.

Robię zakupy w wielkim sklepie, zaczynam od strony z wózkami. Od razu na wejściu dopada mnie zielono - żółta masa. Gdy przymykam oczy i patrzę na wprost zdaje się, że po lewej mam piękną łąkę. A to tylko mieszanina jakichś sztuczności. Z półek wysypują się zające, bazie, zielono – żółte plastikowe jajka. Cała masa jajek! Zawieszki, koronki, pióra. Koszyczki, kury, baranki… omijam szpaler z półkami z dala. 

Wolę swoją wiosnę ze wspomnień.
I Święta z baziami – kotkami, kupionymi na miejskim targu lub zerwanymi z ogródka.
I w Pierwszy Dzień Wiosny zazwyczaj siedzę w pracy. 

poniedziałek, 19 marca 2012

Bez niego

Wszystko było bez niego.

I dzień pełen wrażeń, i spacer  z córeczką. I kawa, co nie smakowała tak dobrze jak z nim, i obiad i wizyta u znajomych. I noc, a nawet dwie. I weekendowy wieczór. I niedzielny poranek. I słońce za oknem. I wiosenna pogoda. I krzątanina w domu. I brak. I brak. Kogoś brak.

I choć często się mijamy, bo codzienność. Bo mało czasu. A potem potrafimy kłócić się o banały. A przecież on miewa drugie zmiany, gdy cały tydzień widzimy się odwrotnie. I wtedy też go nie ma.  Znaczy się jest rano, gdy idę do pracy, a gdy ja jestem wieczorem w domu, on jest w pracy.

Tęskniła Starsza. Pytała Młodsza. Jak tu nie tęsknić  za Tatusiem, który zostawił swoje serce w domu.

A gdy już wrócił, cały i zdrowy to i nocy nie przespałam, bo sen albo płytki albo nie przychodził. Starsza też się wierciła, bardzo chciała spać u mamy. Młodsza zdążyła cztery razy się wybudzić  zanim o drugiej w nocy usłyszałam wreszcie wyczekany zgrzyt zamka w drzwiach.

Jesteś. Boże, jak dobrze. Dobrze, że jesteś.

czwartek, 15 marca 2012

Marcowe momenty

Jest czwartek a dla mnie jakby piątek. Bo jutro mam wolne. Trochę się pochorowałam i pani dyrektor sama wysłała mnie na odpoczynek. W sumie, pięknie wszystko ogarnęłam, urlopu mam dużo, tak więc się cieszę.

Jutro ostatni dzień z mężem. W sobotę wczesnym wiosennym rankiem wyrusza do Łodzi wraz z kolegami na Final Four - Siatkarską Ligę Mistrzów. Taki z niego zapaleniec od najmłodszych lat. Do tej pory pogrywa sobie amatorsko. Chyba nigdy nie przestanie! A ja zostanę sama z dziewczynkami, i swoimi myślami, co by mu nic złego się nie przytrafiło.

Starsza córcia miała dziś konkurs, matematyczny Kangurek. Zgłosiła się sama, i choć wielokrotnie powtarzała potem, że "to jest dla mnie za trudne", dziś twierdzi, że poradziła sobie dobrze i jest zadowolona. Skoro tak, to my również:) Ale poczekamy trochę na wyniki, ze dwa miesiące, bo jak dopiero doczytałam, jest to konkurs ogólnopolski:)

Najmłodsza w dalszym ciągu zachwyca. Tak, można zachwycać się dwuletnim dzieckiem. Bo tak szybko się zmienia! Cieszę się, gdy Babcia opowiada z rozrzewnieniem, o czym dziś dyskutowała, co pojęła, co stało się Jej nowym osiągnięciem. Nie zapomnę wyrazu twarzy męża, gdy w porannym moim przed pracowym biegu wpadłam na niego jak stał wpatrzony w stronę łóżeczka Małej. Cicho!, mówi. Stanęłam więc i ja. Agatka wyraźnie i długo coś opowiadała, tłumacząc coś Tacie. Wyraźnie i zrozumiale dla niej, dla nas nie do końca. Tak więc uśmialiśmy się oboje, a Ona razem z nami. Bo gdy śmiech dokoła, śmieje się i dziecko.

"Taka mała", a tak pięknie okazuje uczucia. Uwielbiam, gdy przytula się do moich kolan, gdy obejmuje mnie rączkami za szyję. Chyba nie ma milszego uczucia. A gdy wciąż, wszędzie i na każdym kroku wspomina o Siostrzyczce, serce mi się raduje. Tak było w przychodni, gdy byliśmy na trochę zaległym szczepieniu. W poczekalni był stoliczek i dwa małe krzesełka. Jedno z nich zajęła od razu, a drugie wskazała paluszkiem mówiąc "To? -Niki!, tu? -Nika!"... chociaż Starszej z nami nie było. I, choć relacje między nimi bywają różne, co kładę na karb dużej różnicy wieku, widzę, jak bardzo się kochają i to jest cudowne.

Wciąż wspominam wieczór z Przyjaciółką. Nieprędko teraz znów będziemy zupełnie same. Ale tak bardzo się cieszę, że ją mam. Znamy się ponad dwadzieścia lat! W przyjaźni jest magiczna siła, która trzeba pielęgnować. Choć spotykamy się rzadko, łączy nas coś niespotykanego. Czuję to, po prostu. I dziękuję Jej.

niedziela, 11 marca 2012

Show

Dzisiaj niedziela, piękne słoneczko, trochę jednak powiewa jeszcze chłodem. A ja jestem totalnie "wczorajsza", odsypiam, wlokę się od pokoju do kuchni, pokoju do łóżka i uśmiecham na wspomnienie wczorajszego wieczoru.

"Łomatkozcórom!!!" -stwierdzam.

Takiego czegoś oczy moje jeszcze, póki żyję, nie widziały. No, chyba że na filmach.
Piękny hotel, ogromna sala, i z... 500 kobiet naraz. Do tego trzech umięśnionych, sexy facetów w erotycznym show. I to wszystko, tylko i wyłącznie dla pań. Byłam tam więc z Przyjaciółką i bawiłam się bardziej niż wyśmienicie. Co robiłyśmy?

*pośpiewałyśmy karaoke, a co!
*wypiłyśmy "trochę" alkoholu
*tańczyłyśmy
*gadałyśmy, gadałyśmy, gadałyśmy.

Czas spędzony bez mężów, bez dzieci, czas tylko babski.
I poczucie niekończącej się radości, że mogłyśmy być tam razem.

Choć ostatnimi czasy walczę z ogromnym fizycznym zmęczeniem, co zrzucam na karb wiosennego przesilenia, wczoraj wyjątkowo dałam radę. 

No jak mogłam ziewać, gdy oni tak się starali?? Wciąż mam w pamięci tego strażaka, w czarnych bokserkach, trzymającego w dłoniach strażackiego węża, eksplodującego ogniem!

czwartek, 8 marca 2012

Ósmego

Tulipany, bombonierki, ciasto i pieniądze.
Miałam nie jeść słodkiego. Ale trudno. Dziś trudno mi się oprzeć. Może od jutra.
Taki Dzień Kobiet jest wymarzonym dniem.
Jutro spotkanie z kobietkami, dziś wieczór z mężem.
Wcześniej życzenia i drobne upominki dla moich dwóch małych Kobietek – oczywiście od męża/Taty. 
Ale także ode mnie. Czemu nie?
A w sobotę… uch!!! Gorące show z przyjaciółką…  impreza w hotelu i tańczący panowie:)
A co tam, to trzeba zobaczyć!
Wszystkiego dobrego, kochane kobietki!