poniedziałek, 10 września 2012

Przedszkolak

Poszła więc moja Mała Dziewczynka wczesnym rankiem do Przedszkola.

Zawieźliśmy Ją dzisiaj wspólnie.

W zaspanych ciemnych oczętach dostrzegłam zmęczenie. „Nie ciuję się dobzie, mamo”…  - padło jako określenie odczuwanego stanu niewyspania.

Pokazała Tatusiowi swoją szafkę. Kapcie zmienione, bluza na wieszaczku, dziutka w rączce. Kroczymy w stronę Sali. Garstka tam tylko dzieci przy małym stoliczku, ale jest i uśmiechnięta Pani, która błyskawicznie podchodzi do Agatki.
W słonecznej sali, tej samej w której dobre sześć lat temu zostawała niespełna dwuletnia Dominisia, jeszcze ze smoczkiem, Agatka rozgląda się niepewnie wokół szafek z zabawkami. Jest uśmiechnięta i wie, że zaraz się pożegnamy. Rozmawiam chwilkę z Panią, która rozwiewa moje obawy.

Czas gnać do pracy. Kiwamy Agatce, pa pa. Odpowiada nam uśmiechnięta buźka i łapka w górze.

A teraz siedzę tu i myślę. Litery i cyfry bezwiednie wpadają na klawiaturę. Skaner brzęczy, za oknem słońce świeci wysoko.

Ciekawe, jak będzie spała. Bo to dziś pierwszy raz. Czy nie zagubi gdzieś dziutki. Czy jedzenie jej zasmakuje. Czy w ogóle będzie COŚ jadła. Czy nie odstawi sceny histerii, po której nie będzie można Jej uspokoić. Czy będzie słuchała Pani, bawiła się z dziećmi. Czy nie będzie tęsknić za mamą. Czy nie zarazi się jakimś choróbskiem…
Czy, czy, czy.