czwartek, 23 maja 2013

Majowe słońce

Maj pachnie wszystkimi darami natury. Pełen ukwieconych łąk i drzew, koloruje mój świat zapachami. 

Wieczorny bez wbija się w nozdrza, gdy wracam z mężem że spotkania z przyjaciółmi, ziemia oddycha deszczem sprzed kilku dni. Ciepłe powietrze otula nocną aurę i trwa w bezruchu, jakby przysłuchiwało się odgłosom uśpionej już przyrody, albo zostało na dłużej po ciepłym, upalnym dniu.
 
Za oknem w pracy słyszę kukanie kukułki. Prawdziwej, najprawdziwszej. To najpiękniejszy dźwięk, jaki słyszę w ostatnich czasach! Czysty, krystaliczny, bajkowy. Zamieram.

Przytłacza mnie ogrom pracy w pracy i niemal początek lata wiosną. Tak rzadko mam okazje wystawić twarz do słońca, poczuć zapach traw nie spiesząc się nigdzie. Po co mi to lato, kiedy wracam zmęczona późnym popołudniem, nie mając ochoty na spacer po blokowisku.

Przerzucam sterty zadrukowanych, arcy ważnych kartek, spinam je, kseruję rozpinam, opisuje, i opieczętowuje. Odbieram telefony, parze kawę, piszę e-maile, wysyłam faksy, skanuje.
 
Moje lato zaczynam jak zwykle w pracy, dusząc się przy tym okropnie.

Mam jeszcze nadzieję, że zaplanowany w połowie sierpnia urlop odda mi stracone, słoneczne, pachnące dni.



niedziela, 31 marca 2013

Bez... czyli o Agatce

Bez wątpienia jest dzielną i rezolutną małą dziewczynką. Kiedy idzie do przedszkola nigdy nie mówi, że nie chce, lub, że coś się jej nie podoba. Zawsze z entuzjazmem opowiada, co wydarzyło się danego dnia. Z radością przekracza próg sali i dołącza do dzieci. Jednakże wciąż nieustannie towarzyszy jej "dziutka", taki łącznik pomiędzy domem-mlekiem-czułością-spokojem a przedszkolem, w którym tak wiele się dzieje. Kilka razy próbowałam dziutkę zastąpić misiem, zgodziła się. Ale potem znów bardzo szybko zatęskniła za tertrową "szmatką", w której uwielbia paluszkami przekopywać dziurki.

Bez dwóch zdań Agatka jest dzieckiem bardzo upartym. Upartym nie z racji Jej trzyletniego życia (trudnego wieku), a raczej z racji charakteru. Staramy się, jak możemy, bo bardzo Ją kochamy. Nie znaczy to jednak, że ustępujemy w każdej chwili Jej emocjonalnego rozchwiania. Wtedy właśnie nie ustępujemy. Trudno nam opanować Jej histerię, gdy właśnie panicznie chce czegoś, czego Jej akurat nie wolno. I trudno nam dotrzeć do Niej samej. Do środka i głębi Jej umysłu, bodajże dziecięcego i tym momencie bardzo mocno zamkniętego na zewnętrzne bodźce. Jeszcze trudniej zrobić nam jest to w małym mieszkaniu, w którym ściany mają uszy a klatka schodowa ogromną przestrzeń, która niesie echo. Nie przejmujemy się tym jednak ponieważ nikt nie przeszkodzi nam w wychowywaniu naszego dziecka w taki sposób, w jaki uważamy za słuszny.

Bezapelacyjnie jest naszą największą radością w codzienności. Wypowiadanie przez Nią kolejnych, nowych zdań i zwrotów nierzadko wprawia nas w osłupienie. Jej spostrzeżenia dotyczące zwykłych zdarzeń, domowych zajęć, zmian w pogodzie, czy też czegokolwiek, o czym zamyśli, są jak niepowtarzalne perełki w tym okresie życia, jaki akurat przechodzi. Czasem śmiem twierdzić, że jest inteligentna. No dobrze, powiedzmy, spostrzegawcza. Z kolei Jej poczucie humoru, w tym wieku, to cecha bynajmniej dziedziczna, do której z chęcią przyczynił się:) - jej Tatuś. To, w jaki sposób żartuje, przy ubieraniu (paluszek poszedł do kolegi, ha ha!- przy ubieraniu rękawiczek z pięcioma palcami), czy też biegnąc do toalety ląduje w kuchni (mamusiu, gdzie ja idę - trzymając się czoło - ha ha ha ha!), czy opowiadając i inscenizując bajkę, którą akurat ogląda (oni, oni, oni tak szli, pać! -na szeroko rozstawionych nóżkach i z rozbrajającą miną oraz rozłożonymi rączkami pokazuje bohaterów bajki), to wszystko, rozbawia nas na maksa, otwiera oczy wczesnym porankiem i "znieczula" po stresującym dniu pracy. Jest w tym niepowtarzalna i niesamowita, coraz to bardziej dając nam do myślenia, w kogo się wrodziła:)

Bez Jej obecności w naszej rodzinie życie Starszej Dominisi byłoby na pewno mniej kolorowe. To, jak One traktują siebie nawzajem, jak uczą się siebie - czasem mnie zadziwia, ale również przyprawia o pewien rodzaj dumy. Trudno jest bowiem uczyć szacunku do drugiego człowieka dziewięciolatki, która ma zdecydowanie swój własny osobisty sposób postrzegania świata. Jeszcze trudniej uczyć tego trzylatkę, której rozwój opiera się na razie na prostych słownych przekazach swoich potrzeb. Nie ukrywam, że czasem jest mega trudno, zwłaszcza, gdy jestem potwornie zmęczona po całym dniu pracy a mąż akurat jest na drugiej zmianie. Ale wówczas, i moje zmęczenie, i Ich rozdrażnienie, zwalcza miłość. Zawsze powtarzam sobie, że nigdy nie wiadomo, co zdarzy się następnego dnia, i jak strasznie byśmy za sobą tęsknili, gdyby coś nas rozdzieliło. Kocham Je najbardziej na świecie, a one kochają siebie. Agatka mówi, że są "pijaciółkami", czego nauczyła ją Dominisia.


piątek, 25 stycznia 2013

Kiedy styczeń bywa miły

Słońce wstało dziś szybciej aniżeli zdążyłam pomyśleć, że niebo wygląda jakoś inaczej. Błyskawicznie przemknęło przez ciemne kłębiaste chmury dotykając swymi promieniami mojego poranka. Poprzez szybę w biurowej szafie zaczęło ogrzewać mi twarz...! No i stało się, poczułam wiosnę! Co tam, że w styczniu.:)

Podążamy w naszej codzienności, tydzień po tygodniu, czasem zmęczeni i obrażeni na ciemne poranki. A czasem zadowoleni, gdy zdarzy nam się udany weekend, gdy zamiast wypoczywać, cieszymy obecnością przyjaciół. Towarzyszą nam nasze córki, ostatnio obydwie mocno rozgadane, pełne pomysłów a także swoich ważnych spraw, odpowiednio do wieku:) Bywają i ciężkie momenty, gdy w rozmowie ze Starszą, czy też wymianie zdań pojawia się u mnie poczucie.. bezradności. Czasem nie pomagają tłumaczenia, gdy upór niemal nastolatki bierze górę.

Pomimo zapracowanego trybu pracy znajduje czas dla siebie, tak bardzo dla mnie ważne dwie godziny intensywnego wysiłku fizycznego w tygodniu. Tę radość daje mi spinning, taka trochę inna, bardziej wysiłkowa jazda na rowerach. To nie tylko rewelacyjna forma relaksu, ale także poczucie wznoszenia się wyżej, gdy za każdym kolejnym razem pokonuję swoje własne granice wytrzymałości.

Niemożność odebrania Najmłodszej z przedszkola z racji moich godzin pracy nie boli już tak bardzo, jak na początku. Jej otwarte ramionka na każdy mój powrót, obojętnie, o jakiej porze, wynagradzają wszystko. W pracy coraz bardziej się spełniam, i coraz bardziej doceniam.

Do wiosny coraz bliżej. Czas jak zwykle ucieka przez palce, dni spadają w czeluść przemijania. Zastanawiam się, co przyniesie ten rok, czy jakieś niepisane postanowienia uda nam się zrealizować. 

My podążamy wciąż tym samym rytmem, a dzieci nasze, codziennie wnoszą w nasze życie coś nowego.

A przydługawy, ciemny styczeń, bywa miły, kiedy słońcem zaświeci i gdy okazuje się... że niebawem już się kończy.