poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Happy Birthday, King...Gone to soon...

Napiszę dziś o kimś wyjątkowym, kto towarzyszył mi poniekąd od czasów szkolnej podstawówki do późniejszych lat młodości - na moim blogu nie mogłabym o nim nie wspomnieć.

Osoba tajemnicza, skryta, nierzadko pełna sprzeczności, na pewno samotna...
Jego talent, mużyka, którą tworzył i charyzma, którą roztaczał obezwładniły moją duszyczkę zupełnie;-)

Wczoraj, 29 sierpnia, Michael Jackson skończyłby 52 lata.

Gdyby żył.

Ale nie ma go wśród nas, jest za to przepiękna muzyka, której utwory nie tylko kojarzą mi się z radością dorastania, a więc młodością, ale także wprawiają w niesamowity nastrój.

Wspaniały talent, perfekcja, niespotykana wrażliwość na dźwięki, muzykę. Doskonały tancerz, uwielbiany Artysta. Zaszczuty przez media, niewinnie oskarżony.

W moim sercu zostanie na zawsze kimś bardzo ważnym, kto otworzył drogę ku prawdziwej przygodzie z muzyką. Mój najlepszy, najwspanialszy, niezrównany Piosenkarz.

Na zakończenie piosenka, którą Michael zaśpiewał dla swojego zmarłego przedwcześnie przyjaciela. Ironia losu, dziś to utwór ku pamięci samego Artysty...gone to soon, Michael...


( Mój pierwszy filmik na blogu,  umieszczony z pomocą Tabu, bardzo dziękuję)