czwartek, 9 lutego 2012

Gail

Wydziergana z marzeń. Wydziergana z inspiracji. Pruta, tarmoszona, rozciągana, tulona.
Moja pierwsza, na pewno nie ostatnia, chusta Gail.


Ze schematu znalezionego w internecie, z wielu lekko zarwanych wieczorów, a czasem i wyszarpniętych popołudniowych minut, pomiędzy rozmową, zabawą, wiadomościami, telefonami, filmami, prysznicem.
Moja Gail powstawała około miesiąc, użyłam mięciutkiej i ciepłej Angory Ram, i drutów z żyłką nr 5.


Choć nie do końca wyszła tak, jak powinna, gdy wyciągnięte szpice listków znaczą wyraźnie jej boki. Gdy wyraźnie zaznaczony jej środek w postaci szpicu trójkąta luźno zwisa. Nie dałam sobie czasu na staranne zakończenie, ale to ostatni raz.  Zakończenie jest zbyt ścisłe przez co chusta lekko się podwija.


Z tego miejsca pragnę gorąco podziękować wspaniałej osobie, która poprowadziła mnie przez wszystkie zawiłości schematu i nie straciła do mnie cierpliwości. Mogłam na nią liczyć w każdej chwili, gdy tylko pojawił się jakiś problem. Agnieszka prowadzi swojego robótkowego bloga na którym pokazuje swoje piękne prace.

Aguś, jeszcze raz za wszystko Ci dziękuję.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Mróz

Przy minus 22 stopniach zamarza nawet naturalne środowisko w nosie. Może też odmówić posłuszeństwa samochód, jeśli jego akumulator jest prawie rozładowany. Mój został doładowany w piątek, tak więc samochód odpalił, choć wiem, że nie było mu lekko. I płyn do spryskiwaczy zamarzł i klamka z zamkiem w drzwiach od strony Najmłodszej.
W ogóle, wsiadając do auta odnosi się wrażenie, że… wszystko jest dziwnie martwe. Na zewnątrz kompletna cisza, w bezruchu zastygnięte konary drzew, ciemnoszara aura i biały śnieg skrzypiący pod nogami niemalże jak pękająca tafla lodu. Ten dźwięk przecina złowrogą poranną ciszę, uśpiony w mroźnej aurze świat. Chwileczkę, ja też wstałam, idę do pracy, obudzić się!
Na szybach auta wzorki mroźne wszelakiego rodzaju. Pewnie, gdybym miała z 8 lat jak moja córka i nie śpieszyła się w pogoni za światem, stanęłabym, przekręcając głowę i przyglądała się tym cudom natury dotykając palcami mroźne wypukle rysunki. Albo wsiadła do środka by z zewnątrz w cieple je podziwiać. Gdybym miała mnóstwo czasu i dziecięcej w sobie beztroski. Ach. Miewam, zwłaszcza to drugie... jednak nie tak wczesnym rankiem.
Jak zwykle przednia szyba zamarznięta jak tafla stali. Małe, przeźroczyste krople lodu przywarły do niej i wyglądają jak przytwierdzone na stałe bąble. Odmrażacz w spray’u ledwie żywy. Na jedno pryśnięcie zbawiennego płynu przypada dziesięć naciśnięć plastikowej wajchy.
Malutka opatulona, wraz ze Starszą czekają aż uporam się z przeciwnościami zimy. Katem oka spostrzegam, jak wnikliwe oczka Córki obserwują moje działania. Siedząc w swoim foteliku komentuje to po swojemu,  a co drugie słowo, które pada to „Bacia” i „mjeko”. Tak, tak. Już jedziemy.
Siedzę w pracy w ciepłym pomieszczeniu. Akurat słońce wzeszło i jego promienie padają mi wprost na plecy. Grzeje dość mocno. Nie odczuwam śladu po arktycznie mroźnym poranku.

czwartek, 2 lutego 2012

Krótki luty

           „Nośmy na rękach ludzi, których kochamy za ich życia, bo po śmierci dochodzi ciężar trumny”.

      Poranek przywitał mnie błękitem nieba, który niestrudzenie przebijał się przez ciemność. Zdecydowanie jaśniej jest już o 7 rano. Dziś 2 luty a więc  za drzwiami już pozostał ciemny i długi styczeń. Pomimo tego mróz ścina tak silnie, że chyba trudno przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz było tak zimno. Minus 10 stopni w dzień… A śnieg sypie jak w bajce.

W moim domku gwarno, bo rozgadała nam się mała Szczebiotka. Potrafi już tworzyć krótkie zdania.  Czasem bardzo niewyraźnie, ale na tyle dobrze, by najbliżsi zrozumieli, mówi do nas. Opowiada, wznosząc oczka ku górze, gestykulując rączkami. Niezmiennie zachwyca mnie w swoim rozwoju. Nie tylko mnie. Również męża. Ostatnio nie ma dnia, by nie mówił, że jest kochana.

Od miesiąca też załatwia grubszą sprawę poza środowiskiem pieluszki. Wie, kiedy coś się dzieje i potrafi o tym zakomunikować. To napawa mnie dumą!

Tak jak niegdyś Starsza, z pasją układa puzzle. Piszę z pasją, bo niektóre układanki układa po kilka razy. Znaczy się, ułoży w całość, zawoła mamę lub tatę, by słowami „tadam!” (nie mam pojęcia, skąd zna ten zwrot) oznajmić nam swój sukces, następnie psuje wszystko i zaczyna od nowa.

Z drugiej strony, coraz bardziej pokazuje nam swoją niezależność, odmawiając jedzenia niektórych dań – pomimo, że wcześniej zajadała je ze smakiem. Usilnie też stara się postawić na swoim, gdy czegoś jej nie wolno, protestując ze wszystkich sił. Do drugich urodzinek pozostały Jej równo trzy tygodnie.

Starsza ma ferie. Udało mi się zapisać ją na zorganizowane zajęcia w ośrodku w naszym mieście, pełne ciekawych zajęć i wycieczek. Dziś była mroźna wizyta w Helskim Fokarium. I śmieszne foczki o kobiecych imionach... Krysia, Anna, Agata:)))

A ja? Zapracowana, w domu trochę zabiegana, wieczorami dziergam swoją Gail. To pierwszy mój poważny projekt. Zbliżam się ku końcowi, nie uniknęłam jednak błędów. Ponieważ sprytnie sobie z nimi poradziłam, liczę, że nie będą widoczne. Niebawem ją pokażę.

          A poza tym, jeszcze tylko 27 dni i mogę zacząć odliczanie do upragnionej wiosny:)

 ***

 Odeszła od nas Wisława Szymborska. Wspaniała poetka i eseistka. Niezwykle mądra, ciepła i szczera kobieta.  Jej twórczość niech pozostanie nam bliska, tak jak ona, bliska była każdemu człowiekowi z osobna.


 "Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy, a księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie".
— Wisława Szymborska