Wdycham świeże, letnie powietrze. Wiatr z nad zatoki i pól przynosi poczucie wolności. Tak… zatrzasnąć drzwi i biec przed siebie, piaszczystą plażą, skąpaną w słońcu. Czuć zapach olejku na skórze, podziwiać panoramę Półwyspu Helskiego spod słonecznych okularów. Uciec… daleko. Od pracy, obowiązków…
Poranek nie inny niż wszystkie ostatnimi czasy. Przecież lecę do pracy, przecież zawożę dzieci, przecież. Przecież słońce nie dla mnie, bo jak tu się nim cieszyć wyglądając zza biurka.
Miśka Starsza w krótkich spodenkach, w końcu, po tylu dniach jesiennego chłodu. Zaspane duże, wielkie, kochane oczy. Oczy całuję. Wątle ramionka przytulam. Wiem, że ciężko wstać. Pocieszam. Wiem. Że wakacje. Że to niesprawiedliwe. O niesprawiedliwości na świecie już głośno nie mówię.
Wybudzona Młodsza w pozycji embrionalnej w poprzek łóżeczka od pierwszego krzyku manifestuje niewygodę i protest przeciwko wstawaniu. Rozczochrane włosy przysłaniają jasność poranka. W dodatku, gdy zauważa Siostrę momentalnie żąda jej obecności wokół siebie. To oznacza, że chce, by to właśnie ona się nią zajęła – ubrała, uczesała ale wpierw wyciągnęła z łóżeczka. Moje podejście kończy się wrzaskiem, płaczem i wybuchem histerii.
Jest jak oddalający się samochód. Każdy mój krok do Córki przyciska pedał gazu, by mogła jeszcze bardziej się oddalić. Pedał gazu to Jej płacz, który się wzmaga. Coraz bardziej i coraz mocniej jestem bezsilna.
Łzy napływają do zaspanego i pomalowanego skrupulatnie oka. Gorące łzy. Czas goni, make-up spływa. A dzisiaj mi cholernie ciężko na duszy.
Zamykam drzwi. Zostawiam uchylone okna, bo po południu słońce zasiada na każdym z foteli auta. Jak pięknie jest. Serce rozdarte, urlop dopiero za trzy tygodnie. Wypłata za tydzień. W portfelu pustka. Zgubione ulubione słoneczne okulary i złamana ulubiona spinka. I paliwo znów się kończy.
Wystarczy zrobić krok w przeciwną stronę. I biec…
nie martw się, ona zrozumie. Dzieci szybko zapominają. (wciąż to sobie powtarzam inaczej bym zwariowała oddając moją do babć...) Będzie dobrze. 3 tygodnie szybko miną i dasz im siebie więcej :*
OdpowiedzUsuńdziękuję, ze mogę tu być...
OdpowiedzUsuńpamiętam, jak woziłam Córę codziennie rano do mojej Mamy, pobudka tuż przed szóstą, bez względu na porę roku :((( i tak jak Ty miałam tysiace wątpliwości,a serce płakało...życie...niestety nikogo nie rozpieszcza i nie oszczędza, nawet naszych dzieci...ale wierz mi, one są silne. Moja Córa nawet nie pamięta tego porannego wstawania :)))
dziękuję,za zaproszenie:) Kochana dopiero Was poznaję więc nie znam dokładnie Twojej historii, ale przytulam mocno:*
OdpowiedzUsuńNikt nie mowi, ze zycie jest sprawiedliwe. A pieniadze niby szczescia nie daja, ale to nie do konca prawda.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, ze macie ciezkie chwile, ja wiem co to znaczy, bo tez to przechodzilismy. No ale pociesze Cie, ze po kazdej zle chwili przychodzi ta lepsza.
Najbardziej żal tych słodko śpiących dzieci, którym brutalnie trzeba przerwać ten stan:(
OdpowiedzUsuńzapraszam do blogowej zabawy.