środa, 18 stycznia 2012

Kartka z kalendarza

Zbieram się, zbieram…i zebrać nie mogę. Siedzę w pracy i obmyślam strategię działania. Praca. Dom. Dziewczynki. Dzień jak co dzień. Przeciskam się przez  sterty papierów niczym kret wystawiając łapkę z kopca  co by tu do Was naskrobać, byście się opuszczeni przez mnie nie czuli. W ciszy przerzucam faktury myśląc o tak wielu sprawach naraz, skubiąc jednocześnie słodkie świeże marchewki. Tak, tak, czasem je podgryzam. Patrzyły na mnie z lodówki, takie wyprostowane i uśmiechnięte, to je wzięłam. Normalnie będąc w domu zapewne ich bym nie tknęła. Marchewki, woda, i inne takie, gwoli diety co to ją od każdego poniedziałku zaczynam.
 
Otacza mnie zapach piernika i cynamonu, mocno okraszonego wanilią. Jungle Elephant. Mój otulacz na zimowe dni. Tak zimowe jak dziś, gdy brakuje mi pewności, co się rzadko zdarza.
Patrzę na swój kalendarzyk, który zakupiłam jakiś dobry miesiąc temu na Nowy Rok. Taki inny, wyjątkowy, z pięknymi zdjęciami i mądrością płynącą z cytatów. By mi się każdy tydzień miło zaczynał.  Kupiony z zamiarem  porządkowania swoich spraw, zapisywania ważnych informacji, myśli, które krążą dzień i noc …  i jakoś tak nie jestem zadowolona. Mamy 18 stycznia, a w kalendarzu pusto. Nawet go nie podpisałam. Notatki rozsiane wszędzie: na żółtych biurowych karteczkach, na planerze pod klawiaturą w pracy, w komórce i gdzieś tam zawieszone w pamięci, w postaci migawek, które lada dzień zgasną na zawsze. Bo pamięć to ja mam dobrą, ale krótką.  Utwierdzam się w przekonaniu, że konsekwencji w działaniu u mnie brak.

A, i patrzę na ten mój blog, i  myślę sobie: kurde jesień. Uchwycona przeze mnie którejś pięknej jesieni jesień. Czas tak szybko leci, że nie pamiętam, której. Zdjęcie w tytule bloga może jest i piękne, ale co najmniej nieaktualne. Czas by z tym coś zrobić. Ale co. Zimy w moim mieście brak. Roślinność uschnięta na wiór, jej rdzawe brązy łamią się z szarością ulic i każdego poranka.   A choinkę tez już uprzątnęłam, żeby nie graciła.

Tak więc pomyślę. Albo zanotuję w kalendarzu.

 

7 komentarzy:

  1. To zabaw się w poszukiwania zimy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A Ja proponuje poszukac wiosny, ktora jest juz tuz tuz...i cieszyc sie,ze zimy nie ma:)

    OdpowiedzUsuń
  3. I tak jesteś lepsza, bo ja to nawet nie kupiłam jeszcze kalendarza...Chociaż dostałam pięknie zrobiony notes i właśnie dzisiaj włożyłam go do torebki. Jest szansa, że go zacznę zapisywać:)
    Już czekam na wiosnę, zależy mi głównie na długich dniach i promieniach słoneczka.

    OdpowiedzUsuń
  4. mój kalendarz prawie codziennie ma zapisane strony, ale to taka moja obsesja:) piszę, robię i odhaczam.
    teraz to już poczekaj na wiosnę ze zdjęciem tytułowym:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak to zwykle bywa z kalendarzami. Moje wyglądają podobnie. Mam czasem zrywy i jest kilka dni od czasu do czasu zapisanych całkowicie. Potem plaża, potem znowu jakieś notatki. Jak sobie przypomnę o kalendarzu to piszę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj u mnie tej zimy aż za dużo :/ chętnie ją do Ciebie wyślę - kurierem :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam cieplutko, myślę,że nie jestes odosobniona w kupowaniu "pustych"kalendarzy. Ja kupuję,cos piszę,plany są a życie koryguje znów zaczynam.Dziękuję, pięknie piszesz, lubie tu zaglądać.

    OdpowiedzUsuń