czwartek, 15 marca 2012

Marcowe momenty

Jest czwartek a dla mnie jakby piątek. Bo jutro mam wolne. Trochę się pochorowałam i pani dyrektor sama wysłała mnie na odpoczynek. W sumie, pięknie wszystko ogarnęłam, urlopu mam dużo, tak więc się cieszę.

Jutro ostatni dzień z mężem. W sobotę wczesnym wiosennym rankiem wyrusza do Łodzi wraz z kolegami na Final Four - Siatkarską Ligę Mistrzów. Taki z niego zapaleniec od najmłodszych lat. Do tej pory pogrywa sobie amatorsko. Chyba nigdy nie przestanie! A ja zostanę sama z dziewczynkami, i swoimi myślami, co by mu nic złego się nie przytrafiło.

Starsza córcia miała dziś konkurs, matematyczny Kangurek. Zgłosiła się sama, i choć wielokrotnie powtarzała potem, że "to jest dla mnie za trudne", dziś twierdzi, że poradziła sobie dobrze i jest zadowolona. Skoro tak, to my również:) Ale poczekamy trochę na wyniki, ze dwa miesiące, bo jak dopiero doczytałam, jest to konkurs ogólnopolski:)

Najmłodsza w dalszym ciągu zachwyca. Tak, można zachwycać się dwuletnim dzieckiem. Bo tak szybko się zmienia! Cieszę się, gdy Babcia opowiada z rozrzewnieniem, o czym dziś dyskutowała, co pojęła, co stało się Jej nowym osiągnięciem. Nie zapomnę wyrazu twarzy męża, gdy w porannym moim przed pracowym biegu wpadłam na niego jak stał wpatrzony w stronę łóżeczka Małej. Cicho!, mówi. Stanęłam więc i ja. Agatka wyraźnie i długo coś opowiadała, tłumacząc coś Tacie. Wyraźnie i zrozumiale dla niej, dla nas nie do końca. Tak więc uśmialiśmy się oboje, a Ona razem z nami. Bo gdy śmiech dokoła, śmieje się i dziecko.

"Taka mała", a tak pięknie okazuje uczucia. Uwielbiam, gdy przytula się do moich kolan, gdy obejmuje mnie rączkami za szyję. Chyba nie ma milszego uczucia. A gdy wciąż, wszędzie i na każdym kroku wspomina o Siostrzyczce, serce mi się raduje. Tak było w przychodni, gdy byliśmy na trochę zaległym szczepieniu. W poczekalni był stoliczek i dwa małe krzesełka. Jedno z nich zajęła od razu, a drugie wskazała paluszkiem mówiąc "To? -Niki!, tu? -Nika!"... chociaż Starszej z nami nie było. I, choć relacje między nimi bywają różne, co kładę na karb dużej różnicy wieku, widzę, jak bardzo się kochają i to jest cudowne.

Wciąż wspominam wieczór z Przyjaciółką. Nieprędko teraz znów będziemy zupełnie same. Ale tak bardzo się cieszę, że ją mam. Znamy się ponad dwadzieścia lat! W przyjaźni jest magiczna siła, która trzeba pielęgnować. Choć spotykamy się rzadko, łączy nas coś niespotykanego. Czuję to, po prostu. I dziękuję Jej.

6 komentarzy:

  1. i to jest właśnie w przyjaźnie najpiękniejsze, że po mimo sporadyczności kontaktów, po mimo upływu czasu, podczas spotkania nie ma krepującej ciszy, nie ma krygowania, udawania. bo wszystko jest takie prawdziwe i szczere.
    Gratuluję Ci takiej przyjaźni!

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda,ze takie maluskie dziecko zachwyca i uczy Nas innego patrzenia na swiat, wtedy zwykle drzwo nie jest juz takie zwykle-tylko magiczne:)

    U Nas wiosna pelna para, ponad 15 stopni ciepla, a Ja niestety musze do pracy buuuuu

    Cmokam XXX

    OdpowiedzUsuń
  3. najbardziej podoba mi się w dzieciach to zadziwienie, ten zachwyt światem, którego nam dorosłym tego brakuje, niestety...i ta radość dziecięca z drobiazgów...
    a przyjaźni tylko pozazdrościć...i pielęgnuj taką przyjaźń, bo warto :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak...dzieci są niesamowite. Codziennie są chwile, gdy nie mogę wyjść z podziwu nad ich sposobem widzenia i poznawania świata.
    Ps. Mój mąż też jest fanem siatkówki i też grywa, jak tylko ma okazję (tzn. średnio 2-3 razy w miesiącu).

    OdpowiedzUsuń
  5. moja też była na Kangurku i też najpierw sie bała, a potem cała zadowolona wróciła:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pięknie napisałaś o swoich dziewczynkach. Dzieci otoczone miłością tę miłośc oddają.Agatka jest cudna.

    OdpowiedzUsuń